Peeling to nieodłączna część mojej pielęgnacji. Ciągle
szukam czegoś nowego w tej kategorii i chętnie testuję nowości. Tym razem w
moje ręce trafiły peelingi L’oreal Sugar
Scrubs w wersjach rozświetlającej i
odżywczej.
Ciekawe mojej opinii? Jeśli tak, to koniecznie czytajcie
dalej ;)
Peelingi L’oreal Sugar
Scrubs do twarzy i ust otrzymałam w ramach testowania na wizaz.pl. Występują one w trzech
opcjach: oczyszczającej, rozświetlającej
i odżywczej. Mi przypadły te dwa ostatnie, choć jak możecie się domyślać, z
moją problematyczną cerą, bardziej liczyłam na ten oczyszczający… Jak się jednak
okazało, wcale nie wyszło mi to na złe ;)
Ale zacznijmy od początku…
Peelingi dostajemy w ciężkim, szklanym i eleganckim
słoiczku o pojemności 50 ml, za
który trzeba zapłacić ok. 35 zł. Tu
od razu można stwierdzić, że to dość wygórowana cena jak za taką małą objętość…
Jednak trzeba przyznać, że taki słoiczek
znacznie ładniej prezentuje się w łazience, niż standardowe tuby ;)
Teraz przejdę do opisu konkretnych peelingów i zacznę od
tego odżywczego, bo jego byłam
najbardziej ciekawa.
Jego konsystencja
jest gęsta, ciężka i tłusta oraz bardzo wydajna. Ma wyczuwalne
bardzo drobniutkie drobinki, które są delikatne dla skóry.
Zapach jest intensywnie
kakaowy z nutą kokosa, a to przez obecność w nim masła kakaowego, oleju
kokosowego i ziaren kakaowca ;)
A co właściwie znaczy odżywczy? Co producent ma na myśli? Na
opakowaniu mamy napisane:
„Natychmiast: skóra jest oczyszczona, miękka i odżywiona. Po tygodniu: skóra zyskuje komfort, elastyczność i blask. Dzień po dniu: skóra jest ujednolicona, widocznie piękniejsza i miękka w dotyku jak u dziecka.”
Z opisu – ma robić niemal wszystko… Ale czy tak jest
naprawdę? Jak dla mnie nie. Na pewno jest to świetny produkt dla osób o
cerze wysuszonej , wrażliwej, pozbawionej witalności, bo wtedy łagodnie
złuszcza naskórek oraz jednocześnie nawilża i natłuszcza swoją ciężką
konsystencją. Przy mojej mieszanej cerze nie do końca sprawdza się taka
formuła. Owszem – kiedy mam sytuacje kryzysowe, gdy moja skóra jest mega
wrażliwa i odwodniona, to ten peeling może zdziałać cuda, ale na co dzień za
nim nie przepadam, a przede wszystkim nie lubię jego tłustej, trudno-zmywalnej
powłoki, którą po sobie zostawia.
Natomiast świetnie sprawdza się do peelingu ust! Ratuje
moje wargi wysuszone przez matowe pomadki ;) I jest to chyba jak na razie mój
faworyt w tej kategorii.
Peeling
rozświetlający lubię zdecydowanie bardziej. Ma lżejszą i mniej tłustą
konsystencję, którą bez problemu się
zmywa, a także większe drobinki peelingujące, które u mnie lepiej się
sprawdzają. Niestety jest przy tym mniej wydajny od poprzednika.
Co do zapachu…
Hmmm… Jest dziwny. Niby ładny, lekko kwiatowo-owocowy, ale jednak mdły i
na dłuższą metę uciążliwy. Pod tym względem zdecydowanie lepiej wypada peeling
odżywczy.
A jak z działaniem? Sam producent pisze:
„Natychmiast: skóra jest czysta, gładka i rozświetlona. Po tygodniu: skóra jest delikatna, a cera promienna. Dzień po dniu: skóra jest ujednolicona, widocznie piękniejsza i miękka w dotyku jak u dziecka.”
Więc w sumie bardzo podobnie jak przy pierwszym opisie. Ale jak dla mnie
działanie jest całkowicie inne. Ten peeling jest przede wszystkim lekki i
łagodny, a przy tym dobrze złuszcza martwy naskórek. Nie obciąża mojej
skóry, jednocześnie delikatnie ją nawilżając i wygładzając, przez co moim
zdaniem można stosować go nawet 3 razy w tygodniu.
Nie zauważyłam natomiast jakiegoś szczególnego rozświetlenia. Po prostu
skóra wygląda zdrowo, ale czy jest bardziej rozświetlona? No nie wiem…
Często stosuję go również jako peeling do ust. Najczęściej zaraz przed
nałożeniem pomadki, tak aby wyglądała po nałożeniu na usta nieskazitelnie ;)
Jeśli chodzi o
peeling odżywczy, to tak jak już
wspominałam, może on się sprawdzić u osób z bardzo przesuszoną i wrażliwą
skórą.
PS. Miałyście już okazję wypróbować peelingi z tej serii?
Jak Wasze wrażenia?
Miałam maskę z glinką zieloną, która słabo się u mnie sprawdziła zważywszy na cenę, wiec te peelingi nie specjalnie mnie kuszą :P
OdpowiedzUsuń