środa, 2 września 2020

Silikonowe sera do włosów: dwa hity i jeden bubel (+ trochę teorii)



Ostatnio coraz bardziej zagłębiam się w temat włosingu i próbuję coraz to nowych produktów do pielęgnacji włosów. Już na samym początku utwierdziłam się w przekonaniu, że moje włosy bardzo lubią się z silikonami. Dlatego też porównałam w ostatnim czasie działanie trzech produktów tego typu, z czego z dwoma bardzo się lubię a z jednym… No cóż – nie za bardzo :P

Jeśli chcecie przekonać się, które z tych kosmetyków polecam, to zapraszam do dalszej części wpisu ;)




Na początek może trochę teorii o silikonach i o moich włosach.

Jestem włosomaniaczką od około 1,5 roku. Ciągle staram się pogłębiać wiedzę w tym temacie i cały czas odkrywam coś nowego. Od ponad roku nie farbuję włosów, które potraktowane chyba zbyt mocno rozjaśniaczem, na końcach zrobiły się mega suche i niesforne. Regularnie je podcinam, ale do pożądanego efektu brakuje mi jeszcze jakieś pół roku ;)

Okazało się, że w moim przypadku silikony w produktach do włosów sprawdzają się ekstra – zarówno w formie odżywek/masek jak i serów. Jak więc widzicie nie zawsze silikony są złe ;) 

Silikony w produktach do włosów:

  • chronią przed czynnikami zewnętrznymi, np. promieniowaniem UV, temperaturą (suszarki lub prostownicy), urazami mechanicznymi, wiatrem,
  • zapobiegają wysychaniu,
  • nadają jedwabistość i blask włosom zniszczonym i matowym,
  • ułatwiają rozczesywanie (nie szarpiemy wtedy tak bardzo naszych włosów, więc jednocześnie ich nie niszczymy).
Ale silikony mają też kilka wad:

  • same w sobie nie pielęgnują włosów,
  • mogą nadbudowywać się na łusce włosa, przez co potem substancje aktywne z innych kosmetyków nie są w stanie przez nią przeniknąć,
  • ich nadmiar może powodować łamanie się włosów.
Oczywiście mamy kilka rodzajów silikonów: jedne „przyczepiają” się do włosów mocniej inne mniej (zależy to od ich rozpuszczalności w wodzie). I tak te najsilniejsze (np. trimethicone, simethicone) można zmyć tylko silnym szamponem z SLS, średnie (dimethicone, disiloxane) można zmyć szamponem łagodnym, łagodne (dimethicone copolyol) zmyjemy wodą, a bardzo łagodne odparują same (cyclopentasiloxane, cyclomethicone).

Ja wyznaję zasadę, że ogólnie przy stosowaniu silikonowych produktów do włosów, powinno się regularnie używać „rypacza”, czyli mocniejszego szamponu np. zawierającego SLS, aby domył nam on nagromadzone silikony. Wtedy łuska znowu może przyjmować drogocenne składniki produktów do włosów. Sama ostatnio się na tym złapałam i zagapiłam się z umyciem włosów silniejszym szamponem, przez co mimo, że stosowałam wiele odżywek, to małe efekty one przynosiły :|

A teraz już przejdę do konkretnych serów silikonowych, które stosowałam.

Pierwszy z nich to Isana Intensiv 2 w 1olejek do włosów długich i zniszczonych. Kupicie go w Rossmannie.

Pojemność:  100 ml.

Cena: 11,99 zł.

Skład:

Cyclopentasiloxane (silikon lotny), Dimethiconol (silikon zmywalny łagodnym szaponem), Simmondsia Chinesis Seed Oil (olej jojoba), Parfum (zapach), Trisiloxane (zmywalny mocnym szamponem), Phenyl Trimethicone  (zmywalny łagodnym szamponem), Alpha-Isomethyl Ionone (zapach), Benzylsalicylate (zapach), Hexyl Cinnamal (zapach), Citronellol (zapach), Linalool (zapach), Geraniol (zapach).

Jak dla mnie skład jest bardzo spoko, bo na pierwszy miejscu, czyli w największym stężeniu mamy silikon, który sam odparowuje z włosów. Najmocniejszym silikonem tutaj jest Trisiloxane, ale jest on już po zapachu, więc jego stężenie będzie znikome. 

Opakowanie jest w formie wygodnej pompki. Dla mnie wystarczą 2-3 porcje na pojedynczą aplikację, więc jest to produkt wydajny.

Moje włosy bardzo lubią się z tym olejkiem. Nie obciąża ich, nie przetłuszcza, ładnie nabłyszcza, wygładza i znacznie ułatwia rozczesywanie. Zdecydowanie „ogarnia”  moje niesforne, suche końcówki, ale jednocześnie nie prostuje ich (mam włosy falowane typ 2a/2b), a wręcz przeciwnie – podkreśla fale.

Ma piękny kwiatowo-słodki zapach… Oj jak teraz go wącham to się rozpływam… Kojarzy się z latem ;) Delikatnie utrzymuje się na włosach.



Kolejny produkt to Wygładzające płynne serum na końcówki Anwen Happy Ends. Jest to drugie wcielenie słynnego już serum w formie stałej o tej samej nazwie. Osobiście nie miałam tego pierwowzoru, ze względu na to, że wydaje mi się, że jego aplikacja mogłaby być kłopotliwa.

Serum to kupicie w drogeriach internetowych (ja zamawiałam z drogerii Pigment) oraz w drogerii Natura.

Pojemność: 20 ml.

Cena: 18 zł.

Skład:

Dicaprylyl Ether (emolient suchy), Orbignya Oleifera Seed Oil (olej z orzechów babassu), Oeonthera Biennis (Evening Primrose) Seed Oil (olej z wiesiołka), Sambucus Nigra Seed Oil (olej z nasion czarnego bzu), Brassica Oleracea Italica (Brocolli) Seed Oil (olej z nasion brokułu), Dimethicone (silikon zmywalny łagodnym szamponem), Astrocaryum Murumuru Seed Butter (masło murumuru), Theobroma Grandiflorum (Cupuacu) Butter (masło Cupuacu), Mangifera Indica (Mango) Seed Butter (masło mango), Pentaclethra Macroloba (Pracaxi) Seed Oil (olej z nasion Pracaxi), Plukenetia Volubilis (Sacha Inchi) Seed Oil (olej Sacha Inchi), Adansonia Digitata (Baobab) Seed Oil (olej z nasion baobabu), Lanolin (lanolina – emolient), Tocopheryl Acetate (witamina E – konserwant), Parfum (zapach).

Skład jest piękny – wręcz wzorowy! Olej estrowy znajdujący się na pierwszym miejscu ma podobną funkcję do silikonu – ma zpewnić poślizg i gładkość. Mamy tu tylko jeden „prawdziwy” silikon i jest on zmywalny łagodnym szamponem. Oprócz tego cała masa naturalnych olejów. No po prostu nie ma się do czego przyczepić.

Ale na składzie plusy się kończą. Opakowanie jest według mnie niewygodne. Ma formę szklanej buteleczki z pipetą, a ja nie lubię „paprać” w się w silikonach, a potem zakręcać buteleczki tłustymi dłońmi… Jest totalnie niewydajny – trzeba go użyć sporo, aby cokolwiek zadziałał, a i tak efekty są marne i łatwo też przekroczyć granicę – włosy są wtedy tłuste i ciężkie.

Nie zauważyłam aby ten olejek działał jakoś szczególnie na moje włosy. Może trochę wygładza, ale na tym jego działanie się zatrzymuje. Na pewno nie ułatwia on rozczesywania, a nawet powiedziałabym, że wręcz przeciwnie… Strasznie mi szkoda, że produkt o tak dobrym składzie totalnie się u mnie nie sprawdza… Myślę, żeby go zmieszać z jakimś innym serum o większej zawartości silikonów – może wtedy uda mi się go zużyć.

Zapach jest delikatny, przyjemny i słodki. Nie jest wyczuwalny na włosach po aplikacji.




Ostatnim produktem jest Olejek z Czarnuszki od Bioelixire. Możecie go kupić w większości drogerii stacjonarnych i internetowych.

Pojemność: 20 ml.

Cena: 5 zł.

Skład: 

Cyclopentasiloxane (silikon lotny), Dimethiconol (silikon zmywalny łagodnym szamponem), Caprylic/Capric Triglyceride (emolient) , Parfum (zapach), Ethylhexyl Methoxycinnamate (Octinoxate) (filtr UV), Bumetrizole (filtr UV), Nigella Sativa Seed Oil (olej z nasion czarnuszki), Aqua (woda), CI 26100 (D&C Red n°17) (kolor), CI 47000 (D&C Yellow 11) (kolor), BHT (konserwant), CI 61565 (D&C GREEN 6) (kolor), Malachite Extract (ekstrakt z malachitu).

Skład jest OK, nawet mimo obecności w nim kontrowersyjnego BHT. Nie stosujemy bowiem tego produktu na skórę, a więc BHT nie powinno w tym przypadku mieć żadnego wpływu. Mamy dwa silikony oraz dwa filtry UV, co jest bardzo na plus, bo w dwóch poprzednich produktach nie mieliśmy ani jednego typowego filtra UV.

Działanie tego olejku w moim przypadku jest świetne! Pięknie wygładza, nabłyszcza, ułatwia rozczesywanie i cuuudnie pachnie! Zawsze kiedy nałożę go na końcówki , mój mąż pyta czym tak pięknie pachnę ;)

Jest bardzo wydajny – wystarczy naprawdę jego niewielka ilość aby dał fajne rezultaty.
Za minus uznaję opakowanienie mamy tu żadnego aplikatora, ani pipetki. Kiedyś chyba widziałam większe opakowanie tego produktu z pompką i takie byłoby idealne, ale teraz nie mogę go nigdzie znaleźć. Jeśli wiecie gdzie takie dostanę to proszę dajcie znać w komentarzu ;)


Z całej trójki, produkt od Anwen okazał się dla mnie najgorszy (mimo tak pięknie zapowiadającego się składu)! Co więcej jego cena jest też najwyższa (w sumie nic dziwnego, bo naturalne olejki kosztują). Najlepiej pod względem cenowym wychodzi olejek od Isany i jest to też mój faworyt.

Odrobinę gorzej oceniam Olejek z Bioelixire, który ma równie dobre działanie, ale gorsze opakowanie i zawiera w składzie nieszczęsne BHT, które mimo, że nie powinno w przypadku stosowania na końcówki źle na nas zadziałać, to jednak daje pewien niesmak…


Jak sami widzicie nie zawsze dobry skład przekłada się na dobre działanie K Ale nie twierdzę, że u każdego tak będzie… U mnie akurat niestety tak się stało.

I nie zawsze silikony są takie złe jak je malują ;) Warto  przetestować je na swoich włosach i wtedy ocenić ich działanie.

PS. A jakie Wy macie doświadczenia z olejkami silikonowymi do włosów? Może polecicie jakieś z fajnymi składami ? Koniecznie dajcie znać w komentarzu.


1 komentarz:

  1. Ja znów kupiłam kolejne opakowanie Bioelixire :) Jego zapach nie pozwala mi o nim zapomnieć... Ale działanie jest również świetne ;)

    OdpowiedzUsuń

Szablon stworzony z przez Blokotka. Wszelkie prawa zastrzeżone.