Od dawna szukam tuszu, który mocno wydłużyłby mi rzęsy, jednocześnie je podkręcił i dodał objetości, a
przy tym dawał naturalny efekt. W końcu trafiłam na serię L’oreal Volume Million Lashes, którą
jakoś zawsze omijałam ze względu na silikonowe szczoteczki, za którymi do tej
pory nie przepadałam.
Kupiłam dwa tusze z tej serii: So Couture (fioletowy) i Feline
(zielony). W dzisiejszym wpisie opiszę Wam oba tusze i powiem, który
sprawdził się u mnie lepiej ;)
Pomalowane rzęsy to u mnie nieodłączny element makijażu.
Czasami lubię zrezygnować z podkładu, czy nawet pudru, ale oczy muszę mieć
umalowane zawsze – przynajmniej tuszem. Dlatego tak ważne jest dla mnie aby
znaleźć odpowiednią dla mnie mascarę, która spełni wszystkie moje wymagania.
Tusze L’oreal Volume
Million Lashes dostępne są w aż 8
wersjach. Możemy je dopasować do siebie według własnych upodobań, w zależności od tego
czy zależy nam na objętości rzęs, podkręceniu, wodoodporności czy extra czarnej
czerni ;) Wszystkie mają bardzo ładne, eleganckie opakowania, które wyglądają
bardzo luksusowo.
Wszystkie tusze są w podobnych cenach – ok. 60 zł. Ja kupiłam je w promocji – 50% w SuperPharm i Wam też
polecam polować na tego typu okazje ;)
Ja wybrałam dwie mascary z całej serii: So Couture, która ma dodawać
objętości, precyzyjnie rozdzielać rzęsy oraz Feline, która ma pogrubiać i
podkręcać. Ponadto pierwsza ma w swoim składzie płynny jedwab, natomiast druga drogocenne
olejki.
Zacznę od tuszu So
Couture.
Opakowanie jest fioletowe i tak wszystkie z tej serii
zawiera złote elementy.
Szczoteczka ma
kształt choinki, na której czubku już praktycznie nie ma szczecinki. Jest silikonowa tak jak wszystkie z tej serii.
Dla mnie jest bardzo wygodna – można
nią umalować nawet najmniejsze rzęsy i
idealnie je rozdzielić. Świetnie sprawdza
się przy malowaniu dolnych rzęs, ze względu na jej niewielki rozmiar. Ponadto lekko podkręca rzęsy.
Sam tusz ma według mnie bardzo przyjemną konsystencję. Nakłada się gładko, nie robi grudek, ładnie wydłuża i delikatnie pogrubia.
Kiedy pomaluje rzęsy jedną warstwą osiągam naturalny
efekt, który mnie satysfakcjonuje. Natomiast kiedy dołożę jeszcze jedną
warstwę efekt jest bardziej spektakularny.
Płynny jedwab
zawarty w formule tuszu, sprawia, że po pomalowaniu rzęsy, nie są sztucznie
sztywne, ale elastyczne i gładkie w
dotyku, co sprawia, że mascara nosi się
bardzo komfortowo i lekko.
Na początku kiedy formuła tuszu jest świeża, może się
zdarzyć, że poskleja on nam rzęsy, dlatego najbardziej lubię go używać miesiąc
po otwarciu. Długo pozostaje zdatny do użytku.
Czerń jest intensywna, nie blednie. Zapach jest przyjemny, nienachalny.
Muszę również zwrócić uwagę na to, że kiedy przez przypadek upaćkam sobie górną lub dolną powiekę tym tuszem, to nie mam problemu żeby go zetrzeć przecierając lekko wacikiem. To dla mnie wielki plus, bo często zdarzają mi się takie sytuacje ;)
W ciągu dnia tusz nic się nie kruszy ani nie rozmazuje, nawet kiedy czasami zapomnę się i
potrę oko :P Natomiast zmywa się go
łatwo i bez zbyt mocnego pocierania.
Teraz przejdę do wersji zielonej – Feline.
Szczoteczka jest
lekko zakrzywiona i porównywalna
rozmiarowo z tą od So Couture. Teoretycznie powinna dobrze podkręcać i
rozdzielać rzęsy ale u mnie niezupełnie tak nie jest… Może jestem jakaś dziwna,
ale ta szczoteczka mnie kłuje :P Nie mogę malować nią rzęs od
samej nasady, bo wtedy czuję właśnie nieprzyjemne kłucie.
Konsystencja tuszu jest przyjemna ale lekko oleista, pewnie ze względu na zawarte w
nim olejki. Jest to także wyczuwalne na rzęsach – są giętkie ale już nie w taki
przyjemny sposób jak w So Couture.
Wpływa to także na zmywanie – trudniej go usunąć. Również kiedy przypadkowo się ubrudzę, to z nim już nie jest tak łatwo jak z So Couture...
Mascara u mnie skleja
rzęsy i niezbyt dobrze je rozdziela ale za to ładnie podkręca.
Podczas noszenia tusz raczej się nie kruszy i nie rozmazuje.
Kolor jest taki jak przypadku So Couture – mocna czerń. Zapach przyjemny - wyczuwam go przez większość dnia kiedy go noszę, ale nie uważam tego za minus (wręcz przeciwnie).
Jak mogłyście się już zorientować niezbyt przepadam, za tą
wersją :|
Teraz przestawię Wam podsumowującą
tabelę porównawczą obu tuszy.
So Couture – ocena: 8/10
|
Feline – ocena 5/10
|
- mała szczoteczka
|
- mała szczoteczka o zagiętym kształcie
|
- idealnie rozdziela
|
- niezbyt dobrze rozdziela
|
- dość mocno wydłuża
|
- bardzo delikatnie wydłuża
|
- delikatnie pogrubia
|
- delikatnie pogrubia
|
- lekko podkręca
|
- mocno podkręca
|
- nie skleja
|
- skleja
|
- nie kruszy się i nie rozmazuje
|
- nie kruszy się i nie rozmazuje
|
- przyjemny na rzęsach
|
- dosyć przyjemny na rzęsach ale nie tak jak SC
|
- zawiera płynny jedwab
|
- zawiera drogocenne olejki
|
- łatwo się zmywa
|
- ciężko się zmywa
|
- ładna, intensywna czerń
|
- ładna, intensywna czerń
|
- długo zdatny do użytku
|
- krócej zdatny do użytku niż SC
|
Jak dla mnie zdecydowanie wygrywa So Couture i jest to jeden z moich ulubionych tuszy ;)
Nadaje ładny naturalny efekt, który
świetnie sprawdza się na co dzień. Na
większe wyjścia, używam jednak innych produktów, o bardziej dramatycznym
wykończeniu ;)
Pamiętajcie, że każda z nas ma inne rzęsy i wymagania co do
mascar i być może u Was będzie zupełnie inaczej niż u mnie, dlatego warto
sprawdzić oba tusze, gdyż są one naprawdę dobrej jakości.
PS. A Wy używacie
tych tuszów? Jakie są Wasze odczucia? Koniecznie piszcie w komentarzach ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz